Panowie litości, oszczędźcie już tych przegranych tie-breaków...
Po dłuższym zastanowieniu Stwórcę zostawiam jednak w spokoju. STS po meczu z Contimaxem MOSiR Bochnia sam jest sobie winien, że przerżnął kolejnego piątego seta. Ma już pół tuzina przegranych w tym sezonie tie-breaków ma na koncie. Wybaczcie, ale nie przemówi do mnie radocha z jednego punktu i fakt, że nad Sanokiem mamy już nie dwa lecz trzy "oczka" przewagi w tabeli. Nie urządza mnie takie ciułanie. Drużyna, która w pierwszym secie dosłownie wbija rywala w parkiet, nie ma prawa tak komplikować sobie sprawy jak właśnie STS w sobotę. Do cholery, co tydzień, co kolejka czegoś brakuje. Konsekwencji, stabilności, zimnej krwi, kondycji, wytrenowania. Kruk i spółka po kapitalnym początku mieli rywala na przysłowiowym widelcu, tymczasem sami pozwolili się pożreć rywalowi, który był tak samo niestabilny i chwiejny. Najpierw pozwolili mu się podnieść, później pożreć. Mało tego, w końcówce tie-breaka bochnianie tak grali, jakby zwracali się do naszych siatkarzy wprost "prosimy, wyrównajcie i ograjcie nas, zwiewajcie z naszego widelca, bo wcale nie mamy ochoty was spałaszować". Tak nie można panowie, darujcie nam te męki w piątych setach. Żeby zasłużyć na pozostanie w drugiej lidze, to oprócz oglądania się na matematykę i ciułania pojedynczych punkcików trzeba jeszcze zaproponować kibicom coś innego - umiejętność WYGRYWANIA SPOTKAŃ. Na takie wydarzenie w wykonaniu STS czekamy tymczasem cztery miesiące. Nie wiem jak wy, jak się na minimalizmy nie zgadzam.
Szczegóły spotkania tutaj http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20140222/SPORTSWIETOKRZYSKIE05/140229568
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz