sobota, 19 kwietnia 2014

Piłkarze po Wielkiej Sobocie - Granat (prawie) w barażach. Orlicz wreszcie z tarczą

Święta za pasem. Można odetchnąć, tym bardziej, że w Wielką Sobotę na naszych piłkarskich stadionach wiele się działo!
Bohater meczu z Sołą, Marcin "Mały" Kołodziejczyk (na pierwszym planie, drugi z lewej) z kolegami z Granatu ma baraże na wyciągnięcie ręki.


Piłkarze, trenerzy, kibice i działacze Granatu Skarżysko mogli tylko wymarzyć sobie taki scenariusz. Wygrywają z Sołą Oświęcim u siebie i powiększają przewagę nad tym rywalem do sześciu punktów. To stało się faktem. Kilka dni temu pisałem jednakże, iż kanonady podobnej do tej z meczu z Łysicą Bodzentyn spodziewać się nie można. Takie pojedynki zdarzają się raz na... rok! No, może raz na rundę, ale to nie zawsze. Soła postawiła naszym futbolistom trudne warunki, równie dobrze to ona mogła cieszyć się z trzech punktów. Nudne jest już pisanie o tym, ile wnosi do Granatu Marcin Kołodziejczyk, ale trzeba to powtórzyć. „Mały” trafił dwa razy z karnych. Przyznał, że musiał walczyć także ze stresem. Nie takim jak on zdarzało się „pęknąć”, gdy piłka była ustawiana na jedenastym metrze. Kapitan wytrzymał presję, nie po raz pierwszy! Jeśli nie z Granatem w przyszłym sezonie (czego byśmy nie chcieli!) to na pewno powinien zagrać w drugiej lidze w innej ekipie. Na to po prostu zasługuje! Oczywiście najlepszy scenariusz byłby taki, aby dostał się tam ze skarżyską drużyną. Do drugiej ligi jednak jeszcze daleko, natomiast baraże są już prawie na wyciągnięcie dłoni. Teraz pozostaje wywalczyć punkty z Koroną II w Kielcach i nie gubić punktów w meczach z mniej wymagającymi – zdawać by się mogło – przeciwnikami. Zadanie niby proste, ale też trudne. Wciąż pamiętamy bowiem nieszczęsne 0:2 z Nidą Pińczów na początku rundy... Ostatnia prosta może być nawet najtrudniejsza. Teraz już nie ma przeproś, kibic przeciętny – jeśli nawet z rezerwą traktował zapowiedzi sprzed wiosny – w ostatnich dniach zobaczył na własne oczy, na co Granat stać. Gdy demolował rywala (Łysica) czy uciekał „katu spod topora” (Soła, od 0:1 do 2:1). Dwa różne mecze, ale dające zwycięstwa. Skoro ogrywamy najlepszych w tej lidze, to czegóż chcieć. Już chyba tylko baraży i... awansu. Tak. Oczywiście również zajęcia się stadionem od władz miasta. Po raz kolejny powtórzę i nie będę oryginalny. Wstyd, żeby główny pretendent do baraży grał na takim skansenie, gdzie podczas wiatru łomoczą taśmy okalające zamknięte sektory a nagłośnienie działa... jak chce, w cały świat. Liczę na to, że chodzenie na Granat stanie się w Skarżysku modne. Aby tak się stało, potrzeba też obiektu – normalnego, funkcjonalnego, bo cudownej archtektury nikt przy zdrowych zmysłach nie oczekuje.
*  *  * 
Słowo o suchedniowskim Orliczu. Podopieczni Artura Anduły wygrali pierwszy raz tej wiosny. Złamali klątwę, już nie będą na swoje konto dopisywali sobie tylko porażek. Trener nawet dziś trochę żartował, że za tydzień czeka jego zespół mecz o awans z trzecim w tabeli Partyzantem Radoszyce. Oczywiście nikt takiego celu w Suchedniowie sobie nie stawia, ale nie znaczy to, ze równocześnie trzeba godzić się z porażkami. Goście z Radoszyc nie są natomiast do końca pewni, co spotka ich nad Kamionką. Może jak będą poświęcali więcej uwagi Tichomirowi Czeneszkowowi, to sprawy w swoje ręce weźmie inny z jego kolegów? Nic straconego Panowie. Nie wybiegając jednak w przyszłość, trzeba powiedzieć jedno – cieszmy się z tej udanej Wielkiej Soboty. Po świętach będziemy planowali co dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz