wtorek, 29 kwietnia 2014

Czy STS doczeka się znów seniorskiej siatkówki? Dziś niewiele na to wskazuje...

Ponad miesiąc po zakończeniu drugoligowych rozgrywek siatkarzy co nieco wiadomo o przyszłości seniorów STS Skarżysko. Tyle, że ich raczej nie będzie...
Dziś już nawet nie ma co mówić o podnoszeniu się z kolan - siatkarska drużyna seniorska w STS praktycznie przestała istnieć...

Dziś, gdy na zewnątrz coraz cieplej, piłkarze Granatu coraz bliżej baraży o drugą ligę, siatkarze Wioletty/Konesera organizują akademię, wielu kibiców pewnie już nie zaprząta sobie głowy losem spadkowiczów z drugoligowego frontu. To jednak ciekawy czas, bo jutro kończą się umowy większości siatkarzy z grającym trenerem Łukaszem Krukiem na czele. Z prezesem STS Marianem Szcześniakiem rozmawiałem niedawno telefonicznie. Mówił, że nie zostaną przedłużone. To automatycznie oznacza prawie koniec siatkówki seniorskiej w klubie. Podobno nie ma chętnych do gry w trzeciej lidze. Sprawę można traktować dwojako - szkoda i nie szkoda... Z jednej strony nie będzie alternatywy na sobotnie popołudnia - te jesienne i zimowe. Przez pięć lat człowiek przywykł do tego, że ma zespół drugoligowy w mieście. Z innej zaś beczki ostatnie miesiące, może i nawet cały rok, to było już tylko dogorywanie. O wynikach już nawet nie ma się co rozpisywać. Matematycznie do utrzymania zabrakło jednego wygranego seta więcej w meczu z Mansardem Sanok u siebie (przypomnę, skończyło się porażką 1:3). Tak naprawdę to jednak brakowało znacznie więcej niż tego nieszczęsnego seta - atmosfery, regularnych treningów, w wielu momentach charakteru. To było takie męczenie się wzajemne ze sobą. Kruk chciał walczyć, ciągnąć wózek dalej, ale to nie wystarczyło. Przez pięć lat występów w drugiej lidze STS zatoczył koło i wylądował mniej więcej w tym samym punkcie co wiosną 2009 roku. Tyle, że wtedy spragnieni seniorskiej siatkówki byli działacze, kibice. Dziś jedni i drudzy chyba wolą inne wyzwania. Czy więc dobrze się stało, że ta drużyna przestaje istnieć? Powiem tak - źle, że dorosłego zespołu nie ma, że to wszystko padło ale i dobrze, bo w tym stanie nie mogło dalej funkcjonować. Z siedmioma siatkarzami w składzie, młodzieżą, która nie mogła się zdecydować, czy poświęcić się tej dyscyplinie czy tylko się w nią bawić. Dziś już niestety 18- czy 19-latek nie będzie występował na żadnej arenie na chwałę miastu. Z drugiej strony ktoś jednak młodym powinien wpajać (rodzice, nauczyciele, trenerzy, prezesi), że zawsze zaczyna się od zera, że trzeba mieć determinację, aby się uczyć, iść do przodu. Fajnie dziś brzmią zapowiedzi w STS, że teraz najważniejsze będzie tylko szkolenie młodzieży. To bardzo "nośne" hasło, życzę działaczom, trenerom, aby się spełniło. Muszą jednak odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Łatwiej było o siatkarskich adeptów jeszcze dziesięć lat temu. Dziś niekiedy z danym wychowankiem trzeba się obchodzić jak z jajkiem. Źle, że tak jest, ale prawdziwie. Niż demograficzny, facebooki, zajęcia pozaszkolne - naprawdę ci młodzi mają w czym wybierać. Klub musi postawić więc na promocję siatkówki, samego siebie, zachęcić rodziców do aktywniejszej współpracy, jak to ma miejsce w żeńskiej Gali, powalczyć o kibica, żeby o STS nie zapomniał, bo też do wyboru inne alternatywy (Plus Ligę w telewizji czy nawet wypad do Ostrowca albo Kielc na mecze ekstraklasy pań i panów). Prezes Szcześniak do dymisji podawać się nie będzie (choć wspominał na łamach "Echa Dnia", że to uczyni po sezonie...). Tak postanowił, czeka go trudna robota. Seniorska siatkówka znika z parkietów, ale wcale nie będzie z tego powodu łatwiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz