wtorek, 17 grudnia 2013

Krótka historia przyjaźni suchedniowsko-kanadyjskiej - Sylla już nie wróci?

Wielce prawdopodobne jest, że wiosną kibice Orlicza Suchedniów nie ujrzą już w czwartoligowej drużynie piłkarskiej sympatycznego obywatela Kanady Mohameda Sylli. Sympatycznego i bramkostrzelnego.

Mohamed Sylla (z lewej) wrócił do Kanady. Szkoda, będziemy chłopaka mile wspominać... 

Sylla był jednym z najemników, ściągniętych do Suchedniowa latem kończącego się roku, po podpisaniu sławetnej umowy z egipskimi sponsorami. To, że panowie Farrag i Elbasyouni okazali się "w praniu" najzwyklejszymi kłamcami i nabrali stary zarząd Orlicza to jedno. Hojnymi Faraonami to oni nie byli. Ustępujący prezes klubu Maciej Glijer wspominał, że od początku miał trudności z egzekwowaniem wpłat dla "orłów". Sylla odwdzięczał się natomiast jak mógł, strzelając sześć goli dla zespołu Sławomira Majaka. O dziwo, najlepiej radził sobie zwłaszcza na początku sezonu. Spośród trójki obywateli kraju spod znaku klonowego liścia (przy Sportowej osiedlili się jeszcze Davier Walcott i Tristan Watson) prezentował się najlepiej. Kibiców zjednał sobie już w letnim sparingu z Rudkami, w którym wbił dwa gole. Już miesiąc temu wrócił jednak za ocean. Dla niego bariera językowa też była trudniejsza do przejścia niźli np. dla Bułgarów (pobratymców Ukraińców nie uwzględniam, bo ci w Suchedniowie od lat są jak "swoi" :). Działacze nie spodziewają raczej powrotu Sylli. Szkoda, owocna, ale krótka to była przyjaźń suchedniowsko-kanadyjska. Bynajmniej bardziej wymierna i lepiej wspominana niż suchedniowsko-egipska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz