poniedziałek, 3 lutego 2014

ADWOKAT DIABŁA. Najlepszego sportowca nigdy nie wybierzemy...

Przy okazji różnych plebiscytów słyszę wiele głosów, rozważań na temat wyników – ten zasłużył, tamten nie, ten więcej osiągnął, inny wielkie g..., a jest wysoko w rankingach. Gdzie dwóch ludzi, tam trzy opinie.



Plebiscyt, jaki np. organizują kieleckie media, Echo Dnia w powiatach też rządzi się swoimi prawami. Podstawowe i jedyne kryterium kolejności to liczba SMS-owych głosów. Można ów sposób wyboru akceptować bądź nie. To subiektywna ocena każdego kibica, czytelnika, internauty. Tu z góry wiadomo, że wybiera się NAJPOPULARNIEJSZEGO laureata. Moi niektórzy rozmówcy często mylą, że chodzi o najlepszego. Oznajmiam jednak, że wybór w drugim przypadku jest niemożliwy. W jaki bowiem sposób obiektywnie ocenić, czy bokser jest lepszy od badmintonisty, albo czy mistrzostwo Polski amatorów w MMA ma większe znaczenie od awansu do ćwierćfinału krajowego czempionatu siatkarskich kadetów? Czy B-klasowy gracz w danym środowisku może być mniej popularny od trzecioligowca? Pod względem czysto piłkarskich umiejętności na pewno nie będzie lepszy, ale na konkursowej arenie nie ma to znaczenia. Przy okazji takich zabaw każda pliszka będzie swój ogonek chwaliła i nawet nie widzę w tym niczego dziwnego. Zdobycie czegokolwiek wymaga wysiłku, inny jest u piłkarza, inny u karateki. Jedni mogą podważać drugich, ale na tym się skończy. Obiektywnej oceny nie dokonamy nigdy. Rozczarowanych więc różnymi wynikami esemesowych plebiscytów uspokajam i apeluję o... zachowanie dystansu. One rządzą się swoimi prawami, nie są przymusowe. To po prostu zabawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz