niedziela, 16 lutego 2014

Granat po Paradyżu i Motorze - część testowanych pakuje walizki. Gdzie ta pieprzona sztuczna płyta?

Po weekendowych sparingach Granatu Skarżysko niech odetchnąłem z ulgą. Można powoli zapominać o fatalnym początku zimowego grania. Paradyż 3:0, Motor Lublin 2:3.



Wnioski po meczach z Paradyżem i Motorem Lublin są takie, że pula testowanych zawodników się kurczy i trener Ireneusz Pietrzykowski szuka teraz jedynie jakości. Ilość nie jest najważniejsza. Stąd walizki pakują już: Szymon Bochniak, Arkadiusz Piotrowicz i Konrad Wójtowicz. Szkoleniowiec ocenił, że nie byliby w stanie wiele nowego do drużyny wnieść. Trochę niewiadomą jest Emil Lurzyński, chłopak bez doświadczenia na tym ligowym poziomie. Pokazuje jednak, że oprócz regularnego strzelania bramek w świętokrzyskiej 2 lidze futsalu (w EBS Kielce jego trenerem jest Marcin „Mały” Kołodziejczyk) trafia także na innym placu. Sztucznym bo sztucznym, ale zawsze to coś innego niż hala. Pietrzykowski albo podziękuje chłopakowi i stwierdzi, że jego czas jeszcze nadejdzie, albo zaryzykuje i... dokona ciekawego odkrycia. Wóz, albo przewóz, będę się z zainteresowaniem przyglądał, jak potoczą się losy piłkarza w Skarżysku. Pozostaje też Bartłomiej Michalski, pomocnik Radomiaka Radom, najnowszy z testowanych. Bracia Nowocieniowie (starszy Wojciech, młodszy Kacper) też w Granacie nie pograją, raczej w kozienickiej Energii.
Szkoda psia jego mać, że tych sparingów nie można naocznie zobaczyć w Skarżysku. Stoję któregoś dnia z dziennikarską bracią w hali przy Sienkiewicza, patrzymy na orlika i tak się zastanawiamy, co by było, gdyby zamiast tego boiska istniała pełnowymiarowa, sztuczna płyta. Tu inni jeździliby grać test-mecze. Zadupiem geograficznym nie jesteśmy, dotrzeć łatwo ze wszystkich czterech świata stron. Kasa za wynajem boiska zostawałaby w Miejskim Centrum Sportu i Rekreacji, jest się gdzie przebierać, bo hala obok. Tak sobie gawędziliśmy, podczas gdy po orliku snuły się jakieś pojedyncze postacie i nic się specjalnego nie działo (choć to sobotnie, wolne popołudnie było). Władze miasta czy MCSiR bronią jak niepodległości lodowiska, niech tam... Orlik powstał jednak jako pierwszy. Można było zdecydować się w tym miejscu na sztuczną płytę. W sam raz na każdą porę roku. Można było decyzję podjąć nawet wcześniej, w czasach "poźnego Mazura i wczesnego Wojcieszka", gdy wbijano łopaty w hałdy ziemi pod nową halę. Koszty budowy sztucznego boiska pewnie byłyby nieco wyższe niż w przypadku orlika, ale cóż to za ryzyko finansowe w porównaniu z tym, na jakie miejska wierchuszka zdecydowała się budując i potem utrzymując lodowisko. Tak się zapędziłem, odchodząc trochę od Granatu. Temat sztucznej płyty jak najbardziej klub jednak interesuje. Mam więc dla działaczy propozycję – jeśli zaprosicie na piątkowe zebranie wyborcze kogoś z władz miasta, koniecznie przekażcie sugestię o tej sztucznej płycie w perspektywie najbliższych lat. Jeśli między bajki włożyliśmy marzenia o nowym stadionie za kilkanaście baniek, to chociaż o sztuczne boisko za dwie trzeba wiercić dziurę w brzuchu. Orlika już się nie rozwali, wiadomo, ale warto poszukać innego miejsca. Z gminnym placem na własność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz