piątek, 3 stycznia 2014

Startuję z debatą "co z tą siatkówką?". Dzielcie się opiniami

Dziś mijają trzy tygodnie od startu mojego bloga. Pierwszy wniosek jest taki – cieszy się dużym zainteresowaniem kibiców siatkówki w mieście. Drugi – warto na temat przyszłości tej dyscypliny podyskutować szerzej.
Karol Kowalik to wychowanek, który wywalczył sobie miejsce w drużynie seniorów. Na razie jedyny...



Dziś wielu z Was zastanawia się zapewne, co z tą siatkówką, zwłaszcza w obliczu problemów drugoligowych zawodników STS. Są różne głosy, opinie. Potrzebny nam ten zespół czy nie, stawiać na swoich czy najemników, jak oszczędzać, co z młodzieżą, czy to wszystko idzie w dobrym kierunku? Pozwolę sobie, jako pomysłodawca zabrać głos jako pierwszy.
Skarżysko ma bogate tradycje siatkarskie, ale dziś na nich samych nie da się utrzymać tej dyscypliny. Potrzebny jest jakiś model działania, kierunek od najniższego szczebla po seniorski. Mam wrażenie, że w STS, może i ogólnie w mieście brakuje takiej jednolitej polityki. Przed wrześniem 2008 roku siatkarskie środowisko dużo utyskiwało na temat braku hali sportowej z prawdziwego zdarzenia. Obiekt przy Sienkiewicza w dużej mierze powstał więc z myślą o nim. Niecały rok później mieliśmy w Skarżysku Ogólnopolską Olimpiadę Młodzieży, na tej arenie rywalizowali siatkarze. Lepszej promocji samej dyscypliny w naszych warunkach nie można było sobie wyobrazić. Zaczęło się obiecująco. Pierwszy sezon w drugiej lidze był ciężki, zespół płacił frycowe i ledwo utrzymał się przed spadkiem do trzeciej. W drugim nadmiernie rozdmuchano nadzieje po przyjściu armii zaciężnej, w rezultacie czego szóste miejsce było niedosytem. Paradoksalnie, gdy Konrad Korzeniowski – jako trener – wyszedł z cienia Andrzeja Urbańskiego, osiągnął nawet lepszy wynik od swego bosa, bo trafił do play-offów. Drużyna pod wodzą Łukasza Kruka do tej fazy się nie przebiła, ale nie można też powiedzieć, że się skompromitowała, bo przecież zapewniła sobie utrzymanie. Ten sezon jaki jest, każdy widzi. Dlaczego zespół zjeżdża po równi pochyłej? Z różnych powodów. Mam ogólnie wrażenie, że w budowaniu zespołu przez te cztery lata sporo było przypadkowości, nie dalekosiężnego planu. W drugim sezonie Urbańskiego klub praktycznie nie liczył się z pieniędzmi, siatkarzom mleka i miodu nie brakowało. Niektórzy bardzo się tego przyzwyczaili, więc w biedzie nie potrafili się odnaleźć. Obecnie znowuż zanosi się na oszczędności aż do bólu, doszło do tego, że sami siatkarze musieli ich szukać, też nie wiadomo dokąd ta droga ich zawiedzie. Zabrakło planu na kilka lat. W 2011 roku ówczesny prezes STS Andrzej Bętkowski zwolnił z trenerskiego stołka Urbańskiego. Fakt, planu, czyli play-offów nie wykonał, ale... Należało siąść, porozmawiać, wyciągnąć wnioski, wprowadzić drobne oszczędności i spróbować ponownie. To był czas, aby wyjaśnić wszelkie nieporozumienia. Urbański według mnie powinien w klubie zostać. Stało się inaczej, ok. Po jednym sezonie działacze pożegnali też Korzeniowskiego, choć ten złej passy nie miał. Jak dla mnie zbyt pochopnie, również zabrakło chyba rzeczowej rozmowy – o finansowych oczekiwaniach, ile płacimy i za jaką robotę. Nie dogadano się. Kruk objął drużynę już w trudnej sytuacji kadrowej, ale dzięki swej charyźmie jakoś trzymał ją w kupie przez miniony sezon. W każdym razie szafowanie trenerami (trzech w ciągu tylu czterech lat) do niczego dobrego nie doprowadziło. Każdy na dodatek miał zgoła inny cel, jeden play-offy, drugi walkę o życie.
Samo opieranie się na zawodnikach z zewnątrz nie przyniosło skutku. W tym momencie jakże szlachetne jest hasło „grajmy swoimi, wychowankami, juniorami, niech się uczą”. Praktyka pokazuje co innego, dzisiejsi kadeci do drugiej ligi dorastają bardzo powoli. Przez te lata nie było żadnej spójności działań w budowie drużyny seniorów i grup młodzieżowych. Idealnym wydawałoby się rozwiązanie, gdyby po każdym sezonie do zespołu wchodziło np. dwóch najzdolniejszych juniorów, w pierwszym roku ogrywali się pod skrzydłami starszych, nawet „zaciężnych” kolegów. Dzisiaj być może mielibyśmy w kadrze np. 5-8 wychowanków, ale takich zdolnych do gry na drugoligowym poziomie. Mamy tymczasem Krystiana Lisowskiego, wyeksploatowanego na dwóch polach – u nas i w Młodej Lidze w Effectorze Kielce, Huberta Kuźduba, który jeszcze przed świętami myślał o rezygnacji z gry w STS. Z „najświeższych” kadetów do drużyny przebił się tylko libero Karol Kowalik. To nie tylko problem pracy z młodzieżą, ale i samej mentalności nastolatków. Nie podejmują walki o miejsce w składzie, szybko się zrażają. „Perełki” odchodzą, bo znowuż z gry w Skarżysku nie miałyby za co wyżyć. Tu ukłon w stronę władz miasta. Nikogo na siłę nad Kamienną się nie zatrzyma, ale młody człowiek musi też czuć, że to miasto na niego stawia. Na własnej kieszeni, nie tylko słuchając bezprzedmiotowego gadania na temat dbania o młodzież. Klub również powinien poszukać sponsorów, którzy wspieraliby konkretnych najbardziej utalentowanych chłopaków.  Być może dałoby to lepszy skutek, a i firma wiedziałaby, na co (na kogo) konkretnie łoży. Taka fundacja Daj Szansę działa kilkanaście lat, też w ciężkich skarżyskich warunkach, a jednak promuje talenty, niektóre światowej sławy. Może należałoby przenieść pewne wzorce na sport, siatkówkę. Chłopak dostaje stypendium od sponsora i ma robić wszystko, aby udowodnić, że na nie zasługuje. Dobrą grą na parkiecie. Może więc należałoby powołać przy klubie coś w rodzaju fundacji, grupy sponsorskiej, która łożyłaby na największe talenty. Wtedy łatwiej kogoś zdolnego zatrzymać. Jeśli się wytransferuje dalej, to będzie powód do dumy i kontynuowania programu. Nie będziemy utyskiwać, że uciekł do Kielc czy Radomia, bo w klubie nikt nie potrafił zapewnić mu jakiegoś minimum.
*  *  * 
Czekam na wasze opinie, piszcie na adres e-mail stanczakpiotr30@gmail.com. Najciekawsze opublikuję. Warunek jest jeden - trzeba podpisać się imieniem i nazwiskiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz